Wykopki po 21. kolejce
W 21. kolejce obejrzeliśmy aż 34 gole i aż w sześciu spotkaniach padło minimum 4 bramki. Zespoły z ligowego podium zdobyły zaledwie dwa punkty, otwarto jeden stadion, a na jednym przygasły jupitery. Wszystko to okraszone nietuzinkowymi opiniami pomeczowymi. Zapraszamy na pierwsze wiosenne wykopki!
Lech II Poznań – Stal Rzeszów
We Wronkach obejrzeliśmy spotkanie o dwóch obliczach. Do przerwy prowadziła Stal i to prowadziła zasłużenie – Ułożyli sobie grę i robili dokładnie to, co chcieli – ocenił po meczu Rafał Ulatowski. W przerwie, w szatni gospodarzy musiało dziać się sporo, bo zespół wyszedł odmieniony na drugie 45 minut. – To, co w Vegas, zostaje w Vegas – wzbraniał się przed szczegółami szkoleniowiec Lecha. – Kluczem było wycofanie ofensywnego pomocnika i zastąpienie go napastnikiem. Hubert Sobol już chyba w pierwszym kontakcie zdobył gola i to pociągnęło zespół – tłumaczył Ulatowski. Po szkoleniowcu gości widać było, że jest rozczarowany wynikiem. Nie chciał na gorąco oceniać ani meczu, ani sezonu przygotowawczego. Niemniej coś nam mówi, że kolejne niepowodzenia mogą nieco podgrzać Stal.
Resovia – Gryf Wejherowo
To był setny mecz na ławce Resovii Szymona Grabowskiego i o piękny prezent pokusili się jego podopieczni. Najpierw doskonale zacentrował Maksymilian Hebel, a akcje zamknął efektownie Daniel Świderski. Gdy już worek się rozwiązał, to gracze Pasiaków ładowali do niego kolejne gole. – Do przerwy 3:0, po przerwie 3:0, tyle byliśmy w stanie zrobić – podsumował Łukasz Kowalski. Stan nienasycenia prezentował na pomeczowej konferencji szkoleniowiec gospodarzy – Mogło być troszeczkę lepiej. Tym samym Gryf już na starcie dostał cios, który na dobre może umieścić go na ligowym dnie. A szkoda, bo nawet przy 6:0 goście z Wejherowa dążyli do zdobycia choćby honorowej bramki.
Garbarnia Kraków – Legionovia Legionowo
Zawodnicy Legionovi przed meczem deklarowali, że nie zamierzają składać broni. Te słowa jeszcze dobrze nie wybrzmiały, a już było 1:0 dla Garbarni, a potem padły kolejne gole. – Nie można po całej rundzie przygotowań w taki sposób rozpocząć meczu, aby w pierwszych 20. minutach spotkanie było praktycznie rozstrzygnięte – denerwował się Bogdan Jóźwiak. – Wydawało się, że może się tutaj skończyć pogromem. Nie wiem, dlaczego tak rozpoczęliśmy, ponieważ byliśmy przygotowani na to, jak Garbarnia buduje akcje, jak gra – rozkładał bezradnie ręce szkoleniowiec Legionovi. W zrozumieniu pomógł mu Łukasz Surma: – Trzy miesiące przerwy to zawsze jest niepewność wśród trenerów, zawodników, działaczy. Wszyscy czekają na ligowe spotkania, które są pewnym odnośnikiem. Czyli teoria teoria, a wszystko i tak wyjdzie „w praniu”…
GKS Katowice – Błękitni Stargard
Gdy na ławkach trenerskich spotykają się Adam Topolski oraz Rafał Górak to można być pewnym, że in podczas meczu i po meczu będzie się działo wiele. Rzeczywiście, Błękitni zagrali dobre zawody i chyba zasłużenie wywieźli z Katowic punkt okraszony dwoma ładnymi golami. GKS dwa razy gonił wynik i dwa razy dogonił. – Sami sobie sprezentowaliśmy ten los. Momentami gramy dobrze, ale ilość błędów, które popełniliśmy, jest zatrważająca. Kilku zawodnikom dostanie się po uszach. Ta młoda szatnia, gdzie nie ma żadnego 30-latka, kiedyś się może zagotować i nie daj Bóg, żeby któryś z nich uwierzył, że jest dobrze – mówił po spotkaniu trener gospodarzy. I rzeczywiście, już na konferencji oberwało się Szymonowi Kiebzakowi, który zszedł w 37. minucie. – Potrzebne jest dokładne badanie, USG mięśnia. Na rozgrzewce mówi, że nie wie, potem zmienia buty. Za dużo się z nim dzieje, dużo rzeczy, które mnie najnormalniej w świecie irytują. Jak boli na rozgrzewce, to nie gram, a jak boli trochę, to gram. Ja nie wiem, co z nim jest, bo tysiące różnych problemów, a sądzę, że gdyby złapał nogę pod pachę i grał na jednej nodze, to też by mógł grać – skończył poirytowany trener GKS.
Stal Stalowa Wola – Bytovia Bytów
Stal Stalowa Wola wreszcie wróciła do domu. Widać było, że miasto żyje tym wydarzeniem. Jednak całą imprezę nieco popsuła pogoda. Wiało mocno, tak mocno, że balony wypuszczone zza jednej z bramek, zamiast lecieć do góry, zostały wdmuchnięte w wiatrołap i dość pociesznie na nim drgały. – Jedyny kamyczek do ogródka organizatorów to to, że nie załatwili pogody – śmiał się po meczu Szymon Szydełko. Potem święto popsuli trochę goście, którzy wcale nie zamierzali łatwo dać się ograć i wywieźli z nowiutkiego stadionu cenny punkt. Na koniec widzowie obejrzeli czerwoną kartkę dla Szymona Jopka i fajerwerki po końcowym gwizdku. Czy można czuć rozczarowanie? Może lekkie, ale jak to mówią, pierwsze koty za płoty. Teraz włodarze Stalówki muszą pomyśleć, jak taką atmosferę utrzymać, bo bez wątpienia sprzyja ona grze drużyny. – Dla takich chwil warto być trenerem, warto być zawodnikiem. Dziękujemy i prosimy o więcej – zakończył konferencję szkoleniowiec gospodarzy.
Górnik Polkowice – Skra Częstochowa
Polkowiczanie całą jesień mieli opinię zespołu, który gra dużo lepiej niż punktuje. Trener Dobi powtarzał to na każdej konferencji. W sobotę wreszcie usłyszał to, na co czekał cały sezon i to z ust trenera gości: – Polkowice wygrały zasłużenie, wygrał lepszy zespół. Jednak pierwsza połowa wcale nie wskazywała na zwycięstwo gospodarzy. Skra poczynała sobie przyzwoicie i nie straciła konceptu nawet po pierwszym golu. Nawet po przerwie, przy stanie 1:0 wyglądało to przyzwoicie. A potem na kłopoty przyszedł z pomocą Bednarski. Michał Bednarski, który w ciągu dwóch minut wykorzystał dwa błędy przeciwnika i w zasadzie było po meczu. – Piłka nożna to gra szczegółów, myśmy te szczegóły mieli lepsze – podsumował w stylu Tomasza Hajty trener Górnika.
Elana Toruń – Górnik Łęczna
W Toruniu zaingerowano ligową wiosnę w blasku jupiterów. Najpierw okazało się, że prąd odcięło gościom, którzy w 67. minucie przegrywali już czterema bramkami. Potem okazało się, że energii brakuje także oświetleniu gospodarzy i na blisko 20 minut zawodnicy obu drużyn opuścili pole gry. Sytuacje próbowali ratować miejscowi fani, odpalając race. Koniec końców mecz dograno, a elektryczni goście zdążyli stracić jeszcze jednego gola. – Nie pamiętam takiego startu mojej drużyny na wiosnę, tak wysokiego wyniku. Trzeba troszkę z zespołem po męsku porozmawiać – wyjaśnił po meczu Kamil Kiereś.
Znicz Pruszków – Pogoń Siedlce
W Pruszkowie Derby Mazowsza wygrał Znicz, ale wygrał niezasłużenie. To zdanie trenera gości, Bartosza Tarachulskiego: – Dłuższymi momentami byliśmy zespołem lepszym. Niestety nie zawsze lepszy wygrywa. Liczyliśmy, że zdobędziemy trzy punkty i powędrujemy w górę tabeli. Z gry jestem zadowolony, jedynie ten wynik… Co ciekawe podobne zdanie miał trener gospodarzy, który nie owijał w bawełnę: – Siedlce były lepszym zespołem w tym meczu. Rozegraliśmy najsłabszy mecz. Za późno zeszliśmy ze sztucznego boiska na trawę i to widać, bo zawodnicy wolniej biegają, nie wszystko wychodzi. I jak tu się nie zgodzić, że derby rządzą się swoimi prawami?
Widzew Łódź – Olimpia Elbląg
Do „Serca Łodzi” powrócił stary zegar i powróciły też demony z poprzedniego sezonu. Niby wszystko wskazuje, że Widzew powinien całkowicie zdominować rozgrywki, a jednak zamiast efektownego zwycięstwa licznie zgromadzona publiczność musiała przełknąć gorzki smak remisu. Smak o tyle niespodziewany, bo nawet komentator TVP wspominał, że Olimpia nie dokonała zimą żadnego transferu. U Łodzian widać było kilka nowych twarzy. Debiutu w barwach RTS nie będzie dobrze wspominał m.in. Hubert Wołąkiewicz: – Przy drugiej straconej bramce próbowałem zablokować strzał, ale piłka odbiła mi się od kolana i wpadła do bramki. Okazało się więc, że lepsze jest wrogiem dobrego i stabilizacja czasem też może przynieść efekty. To, że zmiany należy wprowadzać delikatnie wiedzą już też kibice zasiadający na części sektorów VIP, które nagle stały się mniej VIP. Sytuacja na trybunach była więc gorąca. Ale chyba nie o taki gorąc chodziło?